Tak mogę powiedzieć o mojej świątecznej eskapadzie do Holandii. Pierwszy lot i od razu pozytywne wrażenia i pomyśleć, że ciągle zarzekałam się, że ja to nigdy, samolotem nie odważyłabym się no chyba, że pod narkozą. Okazuje się, że żadnych wspomagaczy nie potrzebowałam, wcześniejszy stres był nieuzasadniony, no może trochę, bo jednak coś, czego doświadcza się pierwszy raz budzi obawy. Wszystko ogarnęłam, dotarłam bez komplikacji tam, gdzie miałam, więc jestem z siebie dumna.
Nie myślałam, że samolot będzie pełny, a jednak był komplet w jedną i drugą stronę. Ludzie podróżują.
Zaliczyłam trzy miasta, wszędzie mi się podobało. Uśmiechnięci, na luzie Holendrzy, którzy za każdym razem mnie pozdrawiali - hello, czy hi, pogwizdujący z zadowolenia kierowca autobusu, kelnerzy, dla których nie było problemu miętowej herbaty, choć przyznam, że to raczej był eksperyment z mojej strony i takie sprawdzam, co oferują i jak już, to liczyłam na miętę z torebki, a nie świeżą, jaką mi podano. Nie ma to jak świeża mięta, jej przyjemny zapach rozniósł się po lokalu,..
Co do linii lotniczej, to przyznam, że nie miałam pojęcia, że należy do Węgrów. Nadziwić się nie mogę, że takie małe państwo potrafiło stworzyć coś od podstaw i wkroczyć na europejskie trasy. Ech, czemu to u nas w Polsce nie ma takich pomysłów, albo nawet lepszych, bo przecież nie jesteśmy gorsi.
Zadbane domy, ogródki, a każdy inny ze swoim stylem i ozdobami w oknach zamiast firan. Żadnych płotów i odgradzania się od ludzi. Kwiaty, krzewy, drzewa, które mnie zachwyciły. Im się chce dbać i pielęgnować.
Pierwszy raz widziałam takie drzewo i nawet nie wiem co to jest. Z gatunku iglastych, ciekawa choinka.
Największy park rozrywki Efteling, który znajduje się w miasteczku Kaatsheuvel.
"Park jest masowo odwiedzany przez miliony turystów z Holandii i całej Europy przez co w weekendy potrafi tam byś niemiłosierny tłok, ale na to nie ma reguł, czasami w deszczowy dzień będzie tłok większy niż w słoneczną niedzielę, trzeba mieć szczęście."
Na terenie park znajduje się hotel z wieżyczkami w kształcie tulipanów. Pięknie rozplanowane, wiele atrakcji dla małych i dużych.
Wypad był krótki, jednak treściwy. Najciekawsze w tym wszystkim jest to, że nie czułam się zmęczona, a wręcz przeciwnie. pełna energii, pozytywnie nastawiona i tak mogę podsumować ten wyjazd.
Lot wspaniały, pełen widoków i nawet to, że na lotnisku w Eindhoven kazano wyrzucić mi jogurty - moje ulubione - cytrynowe i pistacjowe, a przez to zgubiłam bransoletkę, a raczej jej nie zebrałam z pojemnika, w którym miałam bagaż, to i tak nie zakłóciło mi to dobrego nastroju i wspomnień.
Ciekawe te lustra ozdabiające budynek. Dopiero w domu odkryłam, że robiąc to zdjęcie uchwyciłam siebie.
Eindhoven może pochwalić się podobnym spodkiem jak Katowice. Niestety, mogłam jedynie z autobusu wiozącego mnie na lotnisko, zrobić to zdjęcie, bo nie było czasu, by przyjrzeć mu się z bliska. Szkoda.
Podejrzewam, że nie raz tam wrócę i będę miała czas, by na spokojnie porozglądać się dookoła